7 mar 2012

Andrzej Pilipiuk - książki, które same się czytają

Zdjęcie z oficjalnej strony A. Pilipiuka 
Na początku był "Dzień wskrzeszenia". W końcu sięgnąłem po sześć tomów "Oka Jelenia" i się nie zawiodłem.

Historia, podobnie, jak w przypadku "Dnia wskrzeszenia", szyta nieco grubymi nićmi. Przynajmniej przyczyna do rozpoczęcia narracji. Ot, w atmosferę ziemską wchodzi antymateria, która po prostu doprowadzi do zagłady ludzkości (prawie!). Główny bohater i miejscami narrator, Marek - nauczyciel informatyki, idzie spokojnie do domu. W sumie idzie bez celu. Po drodze ratuje z opresji Staszka, licealistę, który został napadnięty - ludzie w ogóle dostali małpiego rozumu, gdyż w obliczu zagłady gwałcą, zabijają, kradną itd. Panowie postanawiają razem doczekać końca świata, a kiedy ten ma już nastąpić, na ich oczach znika Biblioteka Narodowa. Pojawia się w dodatku kosmita, który obiecuje ratunek, jeśli ci zgodzą się być jego niewolnikami.

Cóż robić? Zgadzają się i tym samym zostają przeniesieni do XVI wieku, kiedy w Norwegii zaczyna panować luteranizm, a Hanza chyli się ku upadkowi... W to wszystko wskakują goście z XXI wieku. Reszty fabuły nie zdradzę. Trzeba koniecznie przeczytać.

Jakie jest "Oko Jelenia"? Z pewnością poszczególne tomy nie są równe. Pierwszy pochłonąłem, podobnie czwarty i szósty. Jeden przemęczyłem, ale nie pamiętam już który. Prawdopodobnie trzeci - miałem niemałą chęć odłożenia książki na półkę... Jednak nie mogłem! Akcja jest tak wciągająca, że mimo zniechęcenia, momentów nawet nudnych, musiałem, tak, musiałem, czytać dalej. Nagłe zwroty wydarzeń, co krok pojawiające się nowe okoliczności i sytuacje, w których znaleźli się bohaterowie, nowe postaci... - to wszystko składa się na niezwykły charakter "Oka Jelenia". Ta książka ma bowiem swój charakterek i nieustannie potrafi zaskoczyć czytelnika.

Grafika stąd.
W końcu dobrnąłem do końca, niestety! Jak dla mnie "Oko Jelenie", o ile nie straciłoby na wartości, mogłoby trwać w nieskończoność. Sam finał przygody pana Marka jest niebanalny i zaskakujący.

Chapeau bas dla pana Andrzeja Pilipiuka! Tym większy szacunek i uznanie zagościł we mnie po lekturze "Posłowia" (27 stron!), którego nie warto omijać. Autor pokrótce opisuje w nim, jak rodziło się "Oko Jelenia", skąd czerpał pomysły, czym się inspirował. 

Szczerze przyznaję, że pochłaniałem każde słowo powieści i opowieści o powstaniu. Podobnie było, kiedy jako nastolatek czytałem "Hobbita...", a później "Władcę Pierścieni" - pozycje mojej młodości, ubóstwiane przeze mnie do dziś. 

Polecam, naprawdę polecam "Oko Jelenia". Blisko 2,5 tys. stron, ale to i tak za mało. Czuję niedosyt! To najlepsze, co mogło mnie spotkać.

[Aktualizacja: Ukazał się siódmy tom. Już dawno przeczytany!]