Taka sytuacja...
Dwóch panów, w wieku średnim, na pewno po pięćdziesiątce, rozmawia sobie o życiu. Obok przechodzi grupa dzieci, prawdopodobnie jedna klasa - szkoła podstawowa, na moje oko szósta. Chłopcy coś tam pokrzykują.
- Bo ojciec jest od tego, że ma od czasu do czasu skórę przetrzebić, żeby synek wiedział - mówi jeden z panów.
- Dokładnie - odpowiada drugi. - Lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Usłyszałem jeszcze, że ten drugi dziwi się, że jego, już dorośli synowi, nie mają o czym z nim rozmawiać, choć on by chciał.
"Bo ojciec jest od tego..."
Słysząc tę rozmowę, pewnie wycinek, zacząłem się zastanawiać właśnie na rolą ojcostwa. Co jest moim obowiązkiem, co jest moim prawem? Przyjęło się, że to na mężczyźnie spoczywa rola utrzymania rodziny, zajmowania się bardziej materialną, niż emocjonalną lub duchową stroną życia rodziny.
Jesper Juul, w książce
Być mężczyzną i ojcem, wiele uwagi poświęca właśnie rolom współczesnego mężczyzny w rodzinie i społeczeństwie. Pokazuje również jak wraz z upływem lata oczekiwania wobec panów się zmieniały i do czego doszliśmy w tej materii. Ojciec-autokrata, wielki pan, który przychodzi do domu, w którym ma być cicho, bo "on" właśnie przyszedł i potrzebuje spokoju i ciszy - myślę, że taki obraz ojcostwa w jeszcze wielu umysłach jest gdzieś zagnieżdżony. I taki, może przesadzam, chociaż wątpię, jest postrzegany jako najlepsza realizacja bycia mężczyzną.
Juul pisze, że mężczyźni jednak zapragnęli więzi z dzieckiem, chcą być bardziej obecni w ich życiu,
Dopiero mężczyźni mojego pokolenia wpadli na pomysł, że mogą stać się integralną częścią wspólnoty i wziąć za siebie odpowiedzialność - uczuciową i egzystencjalną - za potomstwo.
Trudno się nie zgodzić z duńskim pedagogiem. Bo czy nasza męskość w jakikolwiek sposób cierpi na tym, iż chcemy być bliżej własnych dzieci? Że chcemy je zrozumieć, współpracować z nimi, razem przeżywać emocje? Uważam, że nie. Reszta w przywoływanej już przeze mnie książce.
A co do tego "przetrzebienia skóry"
Dwie myśli. Pierwsza. W pewnym miejscu, od osoby, która w tym konkretnym miejscu ma spory posłuch (nie użyję słowa autorytet!) powiedziała coś w stylu, że dzieci powinny dziękować rodzicom za klapsy, ponieważ... mądrość dzieciom idzie od stóp i czasami zatrzymuje się na pupie, i trzeba ją (tę mądrość) popchać do góry.
Podkreślam - audytorium było dość spore i owa osoba miała posłuch. Takie słowa, rzucone w nieodpowiednim miejscu, mogą (sądzę nawet, że mają!) złe skutki. Dla niektórych rodziców będą bowiem usprawiedliwieniem - uderzyłem (bez eufemizmów typu dałem klapsa), pomogłem mądrości. Ten człowiek, w tym miejscu tak powiedział. A niestety - agresja, rodzi agresję.
Druga. Jeśli mamy duże państwo (w sensie kraj!), które wypowiada wojnę mniejszemu i je podbija, to raczej myślimy o tym źle. Ktoś kogoś napadł, skrzywdził, dopuścił się przemocy, bezprawia... Proszę sobie przypomnieć choćby słowa z serwisów informacyjnych po zajęciu Kremla przez Rosję. No zło! Ewidentne zło!
A jak duży rodzic bije małe dziecko? No zło, ewidentne zło...
PS. W tym temacie polecam wpisy Kamila Nowaka na blogojciec.pl (m.in.
klik,
klik). Zresztą po wpisie Kamila postanowiłem sam się wypowiedzieć.