"Mroczne materie to najsłynniejsza, obok Władcy Pierścieni, trylogia fantastyczna XX wieku, zawierająca odniesienia do Raju utraconego Miltona, Odysei Homera i poezji Wiliama Blake’a. Akcja trzech tomów rozgrywa się w kilku światach równoległych. Nie ma tu Boga, ani Stwórcy, jest tylko Autorytet, pierwszy anioł skondensowany z tajemniczego, wirującego w powietrzu Pyłu, czyli uświadomionej materii. Przez te miejsca wędruje para bohaterów – Lyra, „nowa Ewa”, która wdaje się w walkę z Kościołem zła, by uwolnić ludzkość od trwającego od wieków zniewolenia, oraz jej towarzysz Will chłopiec z ziemskiej Anglii, posiadacz magicznego noża. Wielką misję obalenia Królestwa Niebieskiego i zastąpienia go republiką, starają się udaremnić agenci religii, dla których zabicie Lyry to zadanie święte. "Taki opis fabuły znajdziemy na okładce. Czy rzeczywiście Mroczne materie są drugie po Władcy Pierścieni? Uważam, że nawet nie znajdują się w pierwszej 10. Chociaż jest to moja subiektywna opinia.
Przyznaję szczerze, iż pierwszych dwóch tomów nie czytałem. Pierwszego nie chciałem, gdyż oglądałem film, drugiego nie zdobyłem. Do rąk wpadł akurat trzeci... Przemęczyłem go - dokładnie takich słów mogę użyć. Z powieści wyrzuciłbym całe rozdziały.
Oczywiście czytałem polskie tłumaczenie - nie znam oryginału. Niemniej stwierdzenie "I tak dalej..." w dużym stopniu psuje mój odbiór treści (chociaż sam używam, ale w mowie!).
Mam wrażenie i raczej nie mylę się, iż trylogia Pullmana została stworzona do walki z Kościołem. Lyra - nowa Ewa, kolejne kuszenie, Magisterium, Kościół - słownictwo na potęgę używane w powieści, odnosi czytelnika do jednej rzeczywistości, a mianowicie do chrześcijaństwa. Ekranizacja Złotego kompasu doskonale w ten trend się wpasowała. Próba ośmieszenia Kościoła, jakakolwiek dewaluacja chrześcijaństwa w wydaniu Pullmana, urasta jednak do rangi groteski. Autor miał "jakiś" pomysł, ale sam koncept przerósł pisarza. Dla mnie kwestia nie została rozwiązana... Metatron został zepchnięty w otchłań, niejasne są okoliczności pokonania Autorytetu. Pullman nie tworzy nowego mitu o stworzeniu świata, człowieka, nie tłumaczy zjawisk. Od powieści o charakterze polemicznym z pewną, ściśle określoną doktryną, ideą, światopoglądem, oczekiwałbym właśnie nowego spojrzenia na świat. Ewentualnie zaprezentowanie zgrabnej syntezy naukowych doniesień obalających chrześcijaństwo, zamkniętych w fantastycznym świecie. Do tego jeszcze wartka akcja, ciekawa fabuła, wyraziste postaci... - tego w Mrocznych materiach nie znalazłem.
Nie polecam! Szkoda czasu.