18 kwi 2016

Jedyny kryminał, który polubiłem - seria "Millennium"

Nie przepadam za kryminałami. W przeciwieństwie do większości czytających z mojej rodziny. Próbowałem przebrnąć przez powieści Chmielewskiej, a 15 lat temu przez serię "Ewa wzywa 07". Nic z tego nie wyszło.

Z serią Millennium zetknąłem się jeszcze za czasów pracy w empiku. Była to zmora dla każdego - książki przychodziły w zastraszającej ilości, co w połączeniu z objętością sprawiało, że nie było miejsca na nie. Ktoś wtedy rzucił, iż to całkiem dobra powieść. Ale kryminał, więc odrzuciłem na starcie.

Dopiero w zeszłym roku, kiedy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, zobaczyłem dwa tomy w bibliotece. Pomyślałem, iż coś trzeba czytać - wypożyczyłem.


Źródło zdjęcia

Trudne dobrego początki

Rzeczywiście początki z Millennium nie należały do łatwych. Pierwszych pięćdziesiąt stron zmęczyłem, jednak akcja nabrała w pewnym momencie odpowiedniego tempa i nawet nie zauważyłem, kiedy sięgałem już po tom drugi. Nie widzę najmniejszego sensu w tym, aby opowiadać tu o fabule - jest zawiła, choć w gruncie rzeczy osnuta wokół jednego, zasadniczego wątku. 

Głównym atutem powieści niewątpliwie są postaci. Lisbeth Salander to z pewnością jedna z ciekawszych, kobiecych kreacji literackich ostatnich lat, jak nie najciekawsza z dwóch dekad XXI wieku. Nie przypominam sobie, aby o jakiejś innej bohaterce mówiło się ostatnio tak dużo. Zdolna hakerka, outsiderka, nienawidząca mężczyzn, którzy nienawidzą kobiety. W swoim rozumieniu sprawiedliwa. Prawdopodobnie z zespołem Aspergera - nawet ten wątek jest bardzo roztrząsany.

Mikael Blomkvist. Kiedy poznajemy tego mężczyznę, akurat ma kłopoty. Przegrywa sprawę sądową, w której został oskarżony o pomówienie znanego biznesmena. Jego gazeta - "Millennium" - popada przez to w kłopoty finansowe. Sam Blomkvist nie wie, co ze sobą zrobić. I tu z pomocą przychodzi Henrik Vanger - senior rodu Vangerów, który dla Mikaela ma intratne zlecenie. Chce, aby ten z jednej strony napisał jego biografię, a z drugiej wyjaśnił sprawę "morderstwa" Harriet Vanger (cioteczna wnuczka Henrika), którą traktował jak córkę.

Drogi Blomkvista i Salander w końcu się krzyżują i zaczynają współpracować. Ich spotkanie na zawsze zmieni ich życie.

Nie lubię kryminałów...

Jak wspominałem we wstępie i teraz powtórzę - nie lubię kryminałów. Te, które przeczytałem do tej pory (zaledwie kilka), przemęczyłem. I z Millennium pewnie byłoby podobnie. A jednak pisarstwo Larssona zaskarbiło sobie czymś moje uznanie. Niebanalny pomysł, zawiła fabuła, osadzenie akcji w bardzo współczesnych czasach, a to wszystko przeplatane z polityką, finansjerą oraz dziennikarstwem "od kuchni". Dla mnie mieszanka w sam raz - nic dodać, nic ująć. Owszem, były fragmenty, ba!, nawet całe partie tekstu, które mnie zmęczyły, które bym wyciął. Jednak to mała skaza na całości - mogę na to przymknąć oko.

Larsson nie żyje - zmarł na serce. O zawiłościach związanych z prawami autorskimi i ewentualną kontynuacją serii nie będę pisał. Ale o 4. części owszem!

Ta wyszła spod pióra Davida Lagercrantza - pisarza, który w swoim kraju ma dobrą opinię i cieszy się uznaniem (nie moja opinia, powtarzam za tym, co znalazłem w sieci). Osobiście przeczytałem tylko jedną jego książkę, Co nas nie zabije

I tu nastąpiło spore zaskoczenie. W mojej opinii to, co napisał Lagercrantz jest... lepsze niż pierwsze trzy tomy. Autor kontynuacji wszedł w świat stworzony przez Larssona, lecz nie trzymał się go kurczowo. Męczące mnie w poprzednich częściach opisy zostały jakby skrócone. Akcja postępuje szybciej, a sam pomysł na fabułę nie odstępuje w niczym zamysłom z pierwowzoru. Podoba mi się, bardzo! 

Kontrowersje

Robiąc mały "research";), natrafiłem na ciekawy wpis Bohaterki Realnej. Na jej blogu przeczytacie więcej o kulisach wydania Co nas nie zabije. Osobiście nie mogłem się powstrzymać, aby tej książki nie przeczytać. I choć pewne dylematy natury moralnej mną targają, nie żałuję, że to zrobiłem. Nie zasłonię się stwierdzeniem, że mnie, jako czytelnika, kulisy nie powinny interesować. Jestem wyznawcą wierności autorowi, szczególnie dobremu autorowi. Jak jednak pogodzić miłość do czytania z ową wiernością? Nie wiem... I grzesząc w tej materii dalej wyznam, iż liczę na kolejne części.

PS. Zdjęcie zaczerpnąłem z bloga Eweliny Mierzwińskiej. Blog polecam :)