25 maj 2016

Cornelia Funke : Atramentowe serce


Na odwrocie tej książki są słowa: Dobrze się zastanów, zanim zaczniesz czytać tę książkę na głos... Po lekturze Atramentowego serca, zacząłem się zastanawiać, co by było, gdyby to, co czytamy stawało się rzeczywistością, materializowało się obok nas. A przynajmniej istniałaby taka możliwość! Na myśl od razu przyszły mi grzędowiczowskiego stwory z Pana Lodowego Ogrodu, dementorzy, jak również zastępy orków, zmierzające na Helmowy Jar. Nie, nie chciałbym posiadać tak cudownego dary, jakim Cornelia Funke obdarzyła głównego bohatera - Mo.

Atramentowe serce to druga książka "wyjęta" z podręcznika do języka polskiego. W omawianym na lekcji fragmencie, Mo wyjaśnia swojej córce, w jaki sposób zniknęła jej matka i dlaczego zagraża im niebezpieczeństwo ze strony Capricorna. Wszystko to przez wspominany dar, jakim jest obdarzony Mortimer "Mo" Folchart.

Mam mieszana uczucia czy pisać na czym owa moc polega? Myślę, że wielu domyśli się, czytając wstęp tego wpisu, ja jednak wprost niczego tutaj nie powiem.

Czym mnie urzekło Atramentowe serce?

W jakimś stopniu dziecięcą wręcz naiwnością fabuły. Dawno żadna książka nie pozwoliła mi tak bardzo oderwać się od realnego świata i po prostu zatopić się, wręcz rozpłynąć w słowa, które przetaczały się przed moimi oczyma. Pełen relaks, odpoczynek i literacki chillout.

Po drugie - tematyka! Metaksiążka - tak bym to określił, czyli książka o książkach, o pisarstwie, miłości, wręcz obsesyjnej, do książek oraz o fikcyjnej historii, mogącej stać się czymś realnym. Mo z zawodu jest introligatorem, lekarzem książek. Eleonora z kolei fanatycznie kolekcjonuje kolejne wydawnictwa... Ach! Raj dla czytających.

Polecam. Na letnie, wakacyjne wieczory, będzie jak znalazł. A że całość ma kilka części (o dalszych nic nie napiszę, bo nie znam), myślę, że na dłuższy czas starczy.