3 mar 2016

Sala samobójców

Naprawdę niewiele jest filmów, które wpadają, więcej, zapadają w pamięć aż tak bardzo. Nie bez przyczyny piszę to w kontekście Sali samobójców, filmu, który bez wątpienia będzie za mną "chodził" długo. Nawet bardzo długo, skoro wróciłem do tego wpisu po 4 latach.

Historia Dominika, a może lepiej, historia rodziny Dominika, jest wstrząsająca. Kariera ojca, sukcesy matki, wybryki nastolatków (niby pełnoletnich), aż w końcu świat wirtualny... To wszystko składa się na fabułę, prowadzącą do finału, który można w sumie przewidzieć.

Na ile wirtualny świat może nas wchłonąć? Na ile dajemy się manipulować innym? Co jest dla nas ważne, istotne? Jakimi wartościami kierujemy się w życiu? Gdzie są granice fikcji, fantazji, gdzie rzeczywistości? Czy rzeczywistość jest "rzeczywiście" taka straszna? Do czego prowadzi samotność? 

Do tego wszystkiego dochodzą pytania o inność, własną tożsamość, tolerancję.

Jan Komasa, reżyser i scenarzysta Sali samobójców, nie daje prostych odpowiedzi na postawione wyżej pytania. Każdy jest zmuszony odpowiedzieć sobie na nie sam. Każdy musi, po obejrzeniu tego filmu, stanąć w końcu przed pytaniem na ile świat wirtualny go wchłonął?

Czy ta historia mogłaby się wydarzyć? Już się wydarzyła. I to nie raz, ale nie czas, miejsce, aby wspominać tych, którzy odeszli, ponieważ byli szykanowani (z różnych powodów).

Sala samobójców nie jest z pewnością filmem dla wszystkich. Dla ludzi o słabych nerwach nie polecam. Dla tych, którzy lubią szczęśliwe zakończenia powiem tyle, że nadzieja zawieść nie może... Chociaż czasami zawodzi! Ja chciałem szczęśliwego zakończenia.

PS: Zachwycony jestem kreacją Jakuba Girszały, który wcielił się w główną postać - Dominika, maturzysty, który zostaje wchłonięty w wirtualny świat. Zadanie, jakie postawił przed tym młodym aktorem reżyser było bardzo trudne i uważam, że wypełnione bardzo dobrze.
W aplikacji rodzaju Second Life, spotyka on Sylwię (równie doskonała rola Romy Gąsiorowskiej), która zaprasza go do tytułowej Sali samobójców. Jednak życie to nie gra.

Wpis powstał prawie cztery lata temu. W końcu doczekał się publikacji.