Czym są "godziny karciane"?
Najprościej to godziny, które każdy nauczyciel musi wypracować, realizując w tym czasie zajęcia z uczniami. Dla zatrudnionych na cały etat (40 godzin w tygodniu, w tym 18 godzin dydaktycznych) wychodzą po 2 na tydzień, co w roku daje 76. Najczęściej poświęca się je na zajęcia dodatkowe, wyrównawcze lub opiekę nad dziećmi w ramach świetlicy szkolnej.
Najprościej to godziny, które każdy nauczyciel musi wypracować, realizując w tym czasie zajęcia z uczniami. Dla zatrudnionych na cały etat (40 godzin w tygodniu, w tym 18 godzin dydaktycznych) wychodzą po 2 na tydzień, co w roku daje 76. Najczęściej poświęca się je na zajęcia dodatkowe, wyrównawcze lub opiekę nad dziećmi w ramach świetlicy szkolnej.
Co ciekawe, nauczyciele szkół średnich mają tylko 1 "karciankę" na tydzień.
Likwidacja
Rząd przyjął nowelizację Karty Nauczyciela, zakładającą likwidację "karcianek" od 1 września 2016 roku.
Jest dobrze, może być lepiej...
Ku mojemu zaskoczeniu, środowisko nauczycielskie (oczywiście nie całe), nie przyjęło tej zmiany pozytywnie. Niektórzy twierdzą, że nowe zapisy dają dyrektorom szkół możliwość "zmuszenia" nauczycieli do pracy dydaktycznej dodatkowo przez 22 godziny tygodniowo. Czyli, wedle takiego rozumowania, 2 zamieniono na 22. Porusza się także sprawę zajęć dodatkowych dla uczniów - kto będzie za nie płacił, czy w ogóle będą?
W prawie oświatowym jest konkretny zapis, mówiący o tym, iż tygodniowy wymiar pracy nauczyciela nie może przekroczyć 40 godzin. Wchodzi w to pensum - różne dla różnych nauczycieli. Do tego należy dodać zebrania, konferencje, poprawianie sprawdzianów itd. Szerzej pisałem o tym 4 lata temu - http://e-polonista.blogspot.com/2012/01/czas-pracy-nauczyciela-oczywiscie-ze.html Nie będę się tu powtarzał. Mógłbym jedynie tylko dodawać, bo z czasem obowiązków przybywa.
Jednak do rzeczy... Likwidacja "karcianek" ma za zadanie zmniejszenie biurokracji. Ustawodawca nie wymuszał na nauczycielach prowadzenia osobnych dzienników, pisania ewaluacji zajęć i takich tam rzeczy. Jeśli się mylę, proszę o sprostowanie (podanie konkretnych zapisów prawnych). Rzeczywistość okazała się inna i takie rzeczy się robi, niestety. To zajmuje czas...
Nie wierzę więc, jak głosi wieść gminna, że:
Sianie paniki wśród nauczycieli i rodziców, moim zdaniem, jest niepotrzebne. Polskiej edukacji potrzeba spokoju, zapewnienia stałości. Ale to temat na kolejny wpis.
Rząd przyjął nowelizację Karty Nauczyciela, zakładającą likwidację "karcianek" od 1 września 2016 roku.
Jest dobrze, może być lepiej...
Ku mojemu zaskoczeniu, środowisko nauczycielskie (oczywiście nie całe), nie przyjęło tej zmiany pozytywnie. Niektórzy twierdzą, że nowe zapisy dają dyrektorom szkół możliwość "zmuszenia" nauczycieli do pracy dydaktycznej dodatkowo przez 22 godziny tygodniowo. Czyli, wedle takiego rozumowania, 2 zamieniono na 22. Porusza się także sprawę zajęć dodatkowych dla uczniów - kto będzie za nie płacił, czy w ogóle będą?
W prawie oświatowym jest konkretny zapis, mówiący o tym, iż tygodniowy wymiar pracy nauczyciela nie może przekroczyć 40 godzin. Wchodzi w to pensum - różne dla różnych nauczycieli. Do tego należy dodać zebrania, konferencje, poprawianie sprawdzianów itd. Szerzej pisałem o tym 4 lata temu - http://e-polonista.blogspot.com/2012/01/czas-pracy-nauczyciela-oczywiscie-ze.html Nie będę się tu powtarzał. Mógłbym jedynie tylko dodawać, bo z czasem obowiązków przybywa.
Jednak do rzeczy... Likwidacja "karcianek" ma za zadanie zmniejszenie biurokracji. Ustawodawca nie wymuszał na nauczycielach prowadzenia osobnych dzienników, pisania ewaluacji zajęć i takich tam rzeczy. Jeśli się mylę, proszę o sprostowanie (podanie konkretnych zapisów prawnych). Rzeczywistość okazała się inna i takie rzeczy się robi, niestety. To zajmuje czas...
Nie wierzę więc, jak głosi wieść gminna, że:
- Dyrektorzy nagle każą nauczycielom pracować przy tablicy przez 40 godzin. Według prawa już to mogli robić, a nie robili. Czemu mieliby zacząć teraz?
- Nagle nauczyciele przestaną robić zajęcia dodatkowe. W dalszym ciągu będziemy pomagać tym słabszym na dodatkowych zajęciach wyrównawczych, prowadzić kółka zainteresowań, jeździć na wycieczki, przygotowywać do konkursów. Przynajmniej ja będę.
Sianie paniki wśród nauczycieli i rodziców, moim zdaniem, jest niepotrzebne. Polskiej edukacji potrzeba spokoju, zapewnienia stałości. Ale to temat na kolejny wpis.